Gdzie są granice pojęcia szpiegowania w czasach fake newsów?
Żyjemy w epoce trolli internetowych i wykorzystywania danych portali społecznościowych do manipulacji emocjami, opiniami i decyzjami wielkich grup ludzi, w tym wyborców. W czasach czegoś, co nazwano cyberwojną, a co nie ma nawet prawnej definicji. Skutki tych działań mogą się okazać znacznie poważniejsze i mające większy wpływ na politykę państwa i stan bezpieczeństwa niż znane dotąd klasyczne szpiegostwo.
ABW już promuje tezy teoretyków prawa, że pojęcie szpiegostwa należy rozszerzyć. Np. by nie ograniczało się do współpracy z obcym wywiadem.
Szpiegowanie przez kształtowanie
Człowiekiem, na którym ABW, prokuratura i sąd przećwiczą te tematy, jest Mateusz Piskorski, czterdziestolatek o bogatym życiorysie. Polityk Samoobrony, poseł, politolog, wykładowca różnych uczelni, publicysta, prezes zarządu Nord Media Press Sp. z o.o., zastępca dyrektora Polskiego Radia Euro, członek i założyciel kilkunastu rozmaitych stowarzyszeń, fundacji i innych ciał – m.in. prorosyjskiej partii Zmiana, postulującej wyjście Polski z NATO, Towarzystwa Współpracy Polsko-Wenezuelskiej, Stowarzyszenia Europejskie Centrum Analiz Geopolitycznych, Stowarzyszenia na rzecz Tradycji i Kultury Niklot propagującego słowiański nacjonalizm.
Piskorskiego aresztowano dwa lata temu, w maju 2016 r., pod zarzutem szpiegostwa. Od tego czasu siedzi w areszcie. Jego adwokaci: Wanda Marciniak i Mikołaj Pietrzak, uważają, że jest niewinny, oskarżono go z powodu głoszonych kontrowersyjnych poglądów, a w areszcie przetrzymywany jest bezprawnie, bo nie zachodzi obawa matactwa, bo dowody są dawno zebrane. Wnieśli skargę do Grupy Roboczej ds. Arbitralnego Pozbawienia Wolności działającej przy Radzie Praw Człowieka ONZ.
Pod koniec kwietnia Grupa przyjęła stanowisko, w którym ich skargę uznaje w całości za słuszną: „Pan Piskorski był aktywny w zakresie polityki wewnętrznej i międzynarodowej. W skład jego działań wchodziło tworzenie partii politycznych i stowarzyszeń, organizowanie konferencji i uczestniczenie w pikietach i demonstracjach, w tym w sprawach takich jak stosunki i współpraca pomiędzy Polską i innymi państwami. Działania te obejmowały rozpowszechnianie niepopularnych poglądów lub poglądów sprzecznych z poglądami politycznymi rządzącej większości politycznej. (…) Z braku alternatywnego wyjaśnienia od rządu [rząd, swoim obyczajem, zignorował pytanie międzynarodowego organu „wtrącającego się w polskie sprawy”], Grupa Robocza uważa, że działania pana Piskorskiego mieszczą się w granicach wolności przekonań i słowa, oraz swobody pokojowego zrzeszania się chronionej artykułami 19 i 20 Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka i artykułami 19, 21 i 22 Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych”.
Piskorskiego aresztowano dwa lata temu, w maju 2016 r., pod zarzutem szpiegostwa. Od tego czasu siedzi w areszcie.
Pod koniec maja prokuratura wniosła do sądu akt oskarżenia. Na stronach Prokuratury Krajowej ukazał się komunikat: że Departament ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej skierował akt oskarżenia, dotyczący „brania udziału w działalności rosyjskiego wywiadu cywilnego Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB) i Służby Wywiadu Zagranicznego (SWR)” i w działalności wywiadu chińskiego.Uzasadniając zarzuty, prokuratura napisała: „W toku śledztwa ustalono, że Mateusz P., prowadząc zakrojoną na szeroką skalę działalność oraz wykorzystując swoją pozycję społeczną, zawodową i polityczną oraz kontakty wśród polityków i dziennikarzy krajowych i zagranicznych, oddziaływał na grupy społeczne w Polsce i za granicą. W Polsce i za granicą promował on cele polityczne Federacji Rosyjskiej. Próbując kształtować opinię publiczną poprzez prowokowanie antyukraińskiego nastawienia Polaków i antypolskiego nastawienia Ukraińców, dążył on między innymi do pogłębiania podziałów między Polakami i Ukraińcami i między Polską i Ukrainą. Działania te oskarżony realizował w powiązaniu z rosyjskimi służbami wywiadowczymi, osiągając z tego tytułu pokaźne korzyści majątkowe”.
A więc jego działania polegały na „kształtowaniu opinii”. Czy to szpiegostwo? Czy są dowody, że kształtował tę opinię na zlecenie rosyjskiego wywiadu? Prokuratura wyraża się bardzo enigmatycznie: „w powiązaniu z rosyjskimi służbami”. Co dokładnie znaczy „w powiązaniu”? Jeśli dostawał pieniądze z Rosji, czy powinien był sprawdzić (jak?) czy pochodzą od wywiadu? Analogicznie: czy firma Cambridge Analytica powinna była sprawdzić, czy za pieniędzmi, które dostawała za przygotowywanie danych pozyskanych z Facebooka pod kątem manipulacji wyborcami w różnych krajach, nie stoi np. wywiad rosyjski albo inny?
Szpiegowanie na wizji
– Pan Piskorski mógł się tak zachowywać z trzech powodów. Po pierwsze, bo jest pożytecznym idiotą, czyli ma takie poglądy i je głosi, nie przejmując się, do czego i przez kogo mogą zostać wykorzystane. Po drugie, działał jako lobbysta: brał pieniądze w sposób jawny za mówienie i zabieganie o określone sprawy. I po trzecie, rzeczywiście działał na zlecenie obcego wywiadu – mówi Piotr Niemczyk, prawnik, specjalista od spraw bezpieczeństwa, w latach 1993–94 zastępca dyrektora Zarządu Wywiadu Urzędu Ochrony Państwa.
W sprawie Piskorskiego wszystko jest tajne, więc niczego nie możemy przesądzić. Przesądzi sąd, który dostanie dostęp do wszelkich tajnych materiałów. Ale jeśli nie ma dowodów, że podejrzany świadomie działał na rzecz obcego wywiadu, to fakt skierowania tego aktu oskarżenia do sądu może oznaczać, że prokuratura i służby zamierzają przekonywać sąd do poszerzenia pojęcia „szpiegostwa”.
Opisane jest ono w art. 130 Kodeksu karnego. To „branie udziału w działalności obcego wywiadu przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej” lub w „działaniu na jego rzecz” i „udzielanie temu wywiadowi wiadomości, których przekazanie może wyrządzić szkodę RP”. A także o „gromadzenie lub przechowywanie” takich wiadomości w celu przekazania ich obcemu wywiadowi”, „wchodzenie do systemu informatycznego w celu ich uzyskania”, i o „organizowanie lub kierowanie” działalnością obcego wywiadu.
W publikacjach zamieszczanych na stronie ABW postuluje się poszerzenie definicji szpiegostwa. Argumentuje się, że wymóg, by konieczna była współpraca z wywiadem obcego państwa, nie przystaje do dzisiejszej rzeczywistości i metod działania rozmaitych agend niekoniecznie wywiadowczych, ale działających na rzecz interesu „państw obcych”, przeciw interesowi Polski.
Np. Piotr Burczaniuk, z Katedry Prawa UKSW, relacjonując poglądy doktryny w artykule „Przestępstwo szpiegostwa – rys historyczny, aktualne regulacje na tle doświadczeń praktycznych i analizy prawno-porównawczej wybranych państw” (w „Uprawnienia służb specjalnych z perspektywy współczesnych zagrożeń bezpieczeństwa narodowego. Wybrane zagadnienia”, strona internetowa ABW) pisze, że definicja przestępstwa szpiegostwa w Kodeksie karnym „nie odpowiada na wyzwania współczesnych zagrożeń bezpieczeństwa zewnętrznego państwa”. W szczególności problemem jest, że „mianem obcego wywiadu nie można określić obcych agencji telewizyjnych, radiowych i prasowych, placówek badawczych i naukowych”, bo „metoda zbierania przez te podmioty informacji ma charakter jawny”. Trzeba więc tak zmienić definicję szpiegostwa, by obejmowała „działania prowadzone przez podmiot lobbujący, w swoisty sposób „zlecane” przez przedstawicieli innych państw (bezpośrednio lub pośrednio przez ich służby specjalne – w szerokim rozumieniu tego słowa)”. Jako przykład podaje zlecanie np. „analiz, opinii, ukierunkowanych artykułów prasowych, w celu przyjęcia określonych rozwiązań legislacyjnych zbieżnych z interesami tych mocodawców bądź oddziaływania na kształtowanie zgodnego z tym interesem otoczenia politycznego”.
Szpiegowanie jako politykowanie
I tu atmosfera robi się duszna. Bo co w takim razie zrobić z polskim konstytucjonalistą, który na zlecenie np. niemieckiego Uniwersytetu Humboldta napisze analizę wykazującą sprzeczność reform wymiaru sprawiedliwości dokonanych przez obecną władzę z europejskimi standardami?
Tak rozszerzona definicja szpiegostwa może sprawić, że internet, w tym media społecznościowe, okażą się zbiorem potencjalnych agentów wpływu piszących lub powielających rozmaite analizy i opinie szkodzące (z punktu widzenia ekipy aktualnie rządzącej) Polsce i jej interesom. Zapewne trudno byłoby im udowodnić, że działają „w celu” Polsce wrogim, ale ta trudność pojawi się dopiero na etapie sądowym. Wcześniej podległa rządowi prokuratura może wnioskować o areszt, stawiać zarzuty, pisać akty oskarżenia.
Mało prawdopodobne, aby robiła to w stosunku do tzw. Kowalskiego. Ale wobec polityków opozycji „skarżących na Polskę za granicą”? W sytuacji, gdy prokuratura rozważa postawienie Donaldowi Tuskowi zarzutu „zdrady dyplomatycznej” za to, że zgodził się, by katastrofa smoleńska była badana według przepisów konwencji chicagowskiej?
To, że z wykorzystaniem nowych technologii można skuteczniej niż dotąd manipulować nie tylko opinią publiczną, wyborami czy polityką poszczególnych państw i organizacji jest faktem. Może więc jednak warto inaczej niż „szpiegostwo”, ale jednak spenalizować takie działania? „Cyberwojnę”? „Agentów wpływu”?
Piotr Niemczyk: – Jak zaczniemy wprowadzać mgliste pojęcia do prawa karnego, okaże się, że można to dowolnie rozciągać, także np. w ramach walki politycznej. Każda wypowiedź niekorzystna dla rządu może być uznana za działanie agenta wpływu.
Nie jesteśmy bezbronni wobec pożytecznych idiotów czy lobbystów działających na szkodę państwa. Jeśli jest zarzut, że ktoś szkodził stosunkom polsko-ukraińskim, to trzeba wykazać, że rozpowszechniał nieprawdziwe informacje, które naruszyły czyjeś dobra. Jeśli brał pieniądze za forsowanie określonych poglądów – można ukarać za prowadzenie nielegalnej działalności lobbingowej – wylicza Niemczyk.
Manipulacja informacjami i opiniami, dezinformacja za pomocą masowych mediów, w tym internetu, pseudoekspertów i fałszywych analiz, są dla polityki i społeczeństw wyjątkowo toksyczne. Niektórzy z tego powodu głoszą śmierć demokracji. Bo demokracja oparta jest na świadomych wyborach ludzi, a wybory ludzi zmanipulowanych przestają być świadome. Ale państwowe restrykcje w sferze wolności słowa i debaty publicznej mogą być nie mniej groźne. Podobnie katastrofalne, jak katastrofalne dla prawa do prywatności, okazały się skutki tzw. walki z terroryzmem: totalna inwigilacja i szereg restrykcji – m.in. dotyczących swobody podróżowania.
W przypadku walki z prawdziwym czy domniemanym manipulowaniem opinią publiczną otwiera to drogę nie tylko do stawiania zarzutów za działalność polityczną. Damy też prawo służbom specjalnym do uruchomienia prewencyjnej inwigilacji internetu, mediów czy ośrodków naukowych. Uznane zostaną bowiem za potencjalne narzędzie wojny hybrydowej, którą spenalizujemy. Znowu ta fałszywa, za to wygodna dla polityków, alternatywa: wolność albo bezpieczeństwo.
Źródło: https://www.polityka.pl